Ogłoszenia

Przepraszam że nic nie dodaję, mam nadzieję że jeszcze tutaj wrócę
~2018

piątek, 16 maja 2014

Recenzja gry Misao

Misao



Twórca: Sen
Oficjalna strona gry: 
http://www.vgperson.com/games/misao.htm (Angielska)
Rok wydania: 2011 (japońska), 2013 (Tłumaczenie angielskie)
Platformy: Microsoft Windows, Mac 
Gatunek: Horror

Misao, nawet jeśli nie należy do najlepszych gier pikselkowych, ma bowiem
swoje wady i niedociągnięcia, to nadal zostaje dobrą grą, z fabułą, pomysłami, specyficznymi postaciami i zagadkami jak to zazwyczaj. Czemu więc nie jest to taka super gra?

3 Miesiące temu, zaginęła tytułowa Misao. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Dotychczas nie było żadnych śladów, które by mogły to wyjaśnić. Do czasu, gdy Misao powraca, by się zemścić. Za co? Dlaczego? Tego się dowiemy w trakcie gry. Tytułową bohaterką gry jest dziewczyna, która była przyjaciółką Misao, jej imię domyślnie brzmi Aki, jednak można je zmienić na początku gry. Z jednej strony fajnie, a z drugiej... Trochę głupio potem grać postacią o nazwie ,,Zdebilenie". Ale nie o tym. Jak się okazuje, znowu miała sen, w którym Misao
ją wzywała i prosiła o pomoc. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia specjalnie inteligentnej tak więc zaczęła od spóźnienia się do szkoły a później nie słuchania na lekcji z powody zamyślenia na temat snu i głosów, które zdarzało jej się słyszeć. Chwilę po tym, jak uczniowie zaczęli głupkowato szydzić z tego, że przyjaciółka Aki mogła zostawić jakąś klątwę, dochodzi do trzęsienia ziemi a następnie wyłączenia światła w szkole.

Od momentu obudzenia się w innej, o wiele mniejszej klasie, w której poznajemy mężczyznę identycznego jak Ogre z Mad Father, zwanego jednak w Misao Onigawarą pojawia się na moment tak zwana panna bibliotekarka ( Miss Library, pomyślałam, że tłumaczenie tego jako panna biblioteka byłoby głupie, choć na początku tak to zrozumiałam).
Przebywa ona cały swój żywot w tej grze... Właśnie siedząc w bibliotece. Gdy ją znajdujemy, i zadecydujemy się z nią zaprzyjaźnić, okropnie szczęśliwa dziewczyna proponuje by... Nadać jej imię. Tak, w tym wypadku akurat nie było to zbytnio uzasadnione. W końcu to tak jakby do kogoś podejść a ten ktoś zaczyna się bardzo cieszyć, chce zostać Twoim przyjacielem a później proponuje, by mu nadać imię. W przypadku tej gry, dziewczyna nazywała się domyślnie Novella. Ale właściwie nasza (kolejna?) przyjaciółka nie miała jakiegoś konkretnego powodu do opuszczania biblioteki, w końcu miała tam łóżko i coś co przypominało wannę...

Skoro już przy postaciach i wadach jesteśmy. Większość postaci była dość
denerwująca, a ich zachowanie niezbyt logiczne. Nie mówię, że cały czas, po prostu były takie momenty. Ale moim zdaniem i tak najbardziej rozwalić potrafiła posiadająca wielu przyjaciół (?) Aki, która właściwie... Nie miała wad, poza taką, że przy praktycznie każdej śmierci krzyczała tak głośno, że nagle przechodziła ochota na granie z dźwiękiem. A sposobów na śmierć jest na prawdę dużo. Nie zawsze przemyślane. Co nie znaczy, że to coś daje, to nie daje praktycznie nic, poza zażenowaniem. W końcu gdzie można zginąć, przechodząc obok telefonu? Albo od podniesienia kartki? Nawet jeśli to śmieszy, to momentami aż brak na to słów, moim zdaniem już w Witch's House było lepiej umrzeć niż tu.

Podobnie jak w innych grach tego typu, mamy tutaj dialogi, a przy dialogu jest nazwa i obrazek postaci, byśmy wiedzieli kto co mówi. Szału takiego jak
w Mad Father to tutaj pod względem grafiki nie było. Ja wiem, że Wolf Rpg Editor nie ma możliwości, by grafika pikselkowa wyglądała tak jak w Witch's house, Red Book czy też wcześniej wspomniane Mad Father. Nie czepiałabym się tak bardzo gdyby nie to, że wiem, jak wyglądała poprzednia gra tego samego twórcy, a moim zdaniem tam grafika była super. A tutaj jakby, troszkę gorzej. A co mnie trochę rozwalało to to, że nasza główna bohaterka, która jest tutaj prawie najważniejsza... Nigdy nie zmienia mimiki twarzy. Serio. Nie ważne co się dzieje, nie ważne, czy jej życie jest właśnie zagrożone, czy stało się coś co ją mogło przerazić, ona i tak cały czas ma na twarzy uśmiech, w dodatku często zachowując się nielogicznie. I oczywiście nawet w sytuacji, gdy biegaliśmy nią zakrwawieni od stóp do głów, to na obrazku oczywiście nadal była uśmiechnięta. I bez krwi. Co mnie już
całkiem zniszczyło to to, że gdy z szafki wypadły części ciała, to ona z uśmiechem na twarzy: ,,Misao, I found you!" Nie wiem, czy znalezienie czegoś takiego to powód do euforii. To już niektóre postacie poboczne częściej zmieniają mimikę, niż Aki...

W tym wypadku nie było żadnego problemu z interpretacją zakończeń, na prawdę nie wiem, jak mogły by nie być przez kogoś zrozumiane. Ilość ich również wystarcza, nie byłoby tutaj chyba potrzeby, by ich wtykać nieskończoną ilość, i różniących się drobiazgami. Po zakończeniu gry dodatkowo dostajemy możliwość zagrania ponownie ale męską wersją Aki. Na szczęście on, nie wygląda równie radośnie i szczęśliwie, bo nie ma właściwie powodu.

Ponieważ to teoretycznie horror, powinnam tutaj powiedzieć jak bardzo straszna jest ta gra. No cóż, nie było tutaj specjalnie wielu strasznych momentów, co nie oznacza, że nie można się tej gry wystraszyć. Trzymała zazwyczaj w napięciu niepokojącą muzyką. Można się przestraszyć, choć
często jednak nie bardzo to działało, ponieważ kończyło się czasem na śmiechu ,,Bo to miało być straszne, ale twórcy nie wyszło".


Moim zdaniem, nawet jeśli są gry lepsze, to można pograć w Misao. Choćby po to, by znać. Nie wymaga od nas godzinnego myślenia, jak to bywało w innych, bo zagadki nie są jakieś super trudno. Nawet jeśli czasem nie było jakichś nie wiadomo jakich akcji, to grało się całkiem przyjemnie, i dość łatwo.


Podsumowanie:
Grafika: 6/10
Muzyka: 6+/10
Wrażenia: 7-/10
Strach: 4/10

+ Fabuła daje radę, porusza problemy
+ Postać Misao
+ Pewne odniesienia (np. Hanako z łazienki)
+ Jednak wciągająca

- Błędy
- Głupie sposoby śmierci
- Momentami nielogiczności
- Ekwipunek może się wydawać skomplikowany


Ocena końcowa: 5+/10

niedziela, 11 maja 2014

Recenzja gry Goat Simulator 2014

Goat Simulator 2014


Twórcy: Coffe stain studios
Oficjalna strona gry:http://www.goat-simulator.com/
Rok wydania: 2014
Platformy: Microsoft Windows.
Tryby: Jeden gracz ( multiplayer już w maju tego roku)
Gatunek: Symulacja
Cena: 9,99$

Jak być może wiadomo, mój blog bez recenzji specyficznych gier, nie był by taki sam. Staram się spopularyzować gry w które warto grać, a nie są specjalnie znane w Polsce, co nie znaczy, że nie podejmuję się oceniania słynnych gier. Tym razem po krótkiej chwili grania w symulator kozy pomyślałam: ,,A może by wrzucić to na bloga? Ale nie, nie tak od razu... Może gdy będzie specjalna okazja, bo gra ma oryginalną tematykę i pomysły. O, wiem. Na 1000 wyświetleń bloga!"

Oczywiście nigdzie o tym nie wspomniałam, by moje znajome ( czyli główne czytelniczki) nie nabijały wyświetleń jak to zazwyczaj domagając się recenzji, bo do wszystkiego lepiej dojść samemu.
Ale dość o tym, bo tutaj mamy grę specjalną. Po nazwie można stwierdzić, że będziemy w niej grać kozą ( z wywalonym na wierzch językiem), a jaka jest koza, to każdy wie. Jednak w tej grze... Nie do końca.

Naszym celem jest dokonanie jak największych zniszczeń w mieście, grając właśnie wspomnianym wcześniej stworzeniem. By nam się za bardzo nie nudziło mamy ileś tam różnych osiągnięć do odblokowania. To jeszcze nie jest takie dziwne... Ale w praktyce okazuje się, że możemy tutaj zniszczyć prawie wszystko, od ogrodzeń, przez meble, kończąc na innych kozach i ludziach. Bezkarnie. Nawet nie można tutaj umrzeć, mimo, że możemy tutaj nawet skakać po dachach, dźwigach czy latać nad miastem używając jetpacka. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dać się potrącić przez samochód kilka razy pod rząd, przyczepić do języka człowieka, czy stać się szatańską kozą z demonicznymi mocami a później wylecieć w kosmos porwaną przez ufo.

Gra muszę powiedzieć, że mnie okropnie rozbawiła już na początku, kiedy chociażby zahaczając głową naszej kozy, zaczynała ona się wykręcać we wszystkie strony, nie wspominając już o języku zwierzęcia, który ma niemal
nieograniczoną moc, długość i siłę. Prócz tego to wszystko czego możemy dokonać na tej niewielkiej mapce na prawdę osłabia tak, że momentami brak słów do tego co się dzieje. Tym bardziej, że po tym gdy pozbieramy figurki kóz, które leżą w różnych miejscach na mapie, dostajemy możliwość grania żyrafą czy strusiem, ale powiem, że mi jednak najlepiej się grało kozą.
Nie mówiąc już o tym, że przy całkiem realistycznej grafice wszystko sprawia wrażenie bardziej komicznego.

A skoro już przy grafice, to moim zdaniem jest ona ładna, tekstury i cienie są w porządku. mogłabym się przyczepić do powtarzających się wyglądów ludzi i do tego, że umierają oni od jednego ciosu czymkolwiek, i nie można ich zbyt długo pomęczyć. Ale prócz tego były inne błędy, które jednak jakoś specjalnie nie śmieszyły. Chodzi mi tutaj o to, że nasza koza potrafiła zapaść się pod ziemię i spadać w dół, by po naciśnięciu spacji być w miejscu w którym zaczęliśmy grę, bez ulepszeń, które zdobyliśmy wcześniej.
Gdy zniszczymy całe miasto zawsze możemy zrobić masakrę od nowa, klikając odpowiednią opcję.

Nawet jeśli nie opisałam tej gry jakoś specjalnie rozlegle( nie jest to długa i rozbudowana gra z fabułą, być może dlatego), to zawsze można w nią zagrać, bo można się pośmiać i zająć trochę czasu, gdy nie mamy co robić. Bo jest to zwykła gra na odstresowanie, nie musimy tu nad niczym myśleć. Moim zdaniem może być skierowana do większości ludzi, w końcu taką grę by można było dać nawet dziecku, bo krew się tu nie leje. Tym bardziej, że w tym miesiącu ma wyjść aktualizacja w której z tego co się dowiedziałam można będzie grać z innymi kozami, dodane zostaną nowe kolory zwierząt oraz mapy. Teraz tylko czekać.




Podsumowanie:
Grafika: 7+/10
Muzyka: 7/10
Wrażenia: 9-/10

+ Tematyka
+ Humor
+ Możliwości
+ Nie liniowość
+ Szerokie grono odbiorców

- Po pewnym czasie jednak się nudzi.
- Błędy przeszkadzające w grze.

Ocena końcowa: 7/10


Od recenzentki:
Dziękuję za 1000 wyświetleń. Zazwyczaj gdy jest tyle, to później idzie już tylko lepiej. Powodzenia, i jak zwykle zapraszam do komentowania i podawania propozycji gier.
Już niedługo recenzja Misao. c:



poniedziałek, 5 maja 2014

Recenzja gry Cube World alpha

Cube World

Twórca: Wollay

Producent: Picroma

Oficjalna strona gry: https://picroma.com/cubeworld

Rok wydania: 2011

Platformy: Microsoft Windows 

Tryby: Jeden gracz lub wielu graczy

Gatunek: RPG

Cube World - gra podobna do Minecraft'a lecz jednak inna. Zwłaszcza, gdy ją bliżej poznamy, i wtedy okazuje się, że jest zdecydowania różnica. Nawet jeśli nie jest tak wciągająca, to była nieco milsza niż wcześniej wspomniana gra Mojangu. Ale do czasu, bo jednak twórcy nie do końca sprawdzili tego, co będzie miał zamiar zrobić gracz.

Podobnie jak w innej dobrze nam znanej kanciastej grze, nie mamy tutaj określonego celu, a jeśli już, to znaczy, że wyznaczyliśmy go sobie sami. Ale od początku. Tworzymy postać. Wybieramy jedną z kilku ras, od człowieka, po żabę czy orka a potem płeć. Następnie decydujemy, jaką klasę będzie miała nasza postać, mamy tutaj maga, wojownika czy też przypominającego trochę ninję lub asasyna tak zwanego ,,Rogue" ( szczerze powiem, że nie potrafię tego przełożyć w jakiś normalny sposób na język polski). Następnie wpisujemy jakąś liczbę by wygenerować świat, czyli ,,Seed". Co moim zdaniem jest bardzo fajne, na jeden świat można później wejść inną postacią, jeśli mamy ich kilka. Listę seedów można znaleźć na Cube World Wiki podobnie jak różne wskazówki do gry. Jednak prócz różnych dodatków typu zwierzęta czy sklepy znajdujące się na określonych mapach nie ma zbyt wielkiej potrzeby na korzystanie z nich. Choć można się tu zastanowić, bo jaki jest cel?
Zazwyczaj w grach rpg/mmorpg dążymy do określonego celu, mamy misje oraz rozwijamy postać. W Cube World zrobiono to trochę nie dokładnie, bo powiem szczerze, że nie znalazłam tu żadnej misji do zrobienia. Mamy co prawda bossów w niektórych miejscach, ale to nie zmienia faktów, że nie są nam oni narzuceni przez Npc'ów czy też grę właściwie to nie spodziewam się po kimś, kto w kółko mówi to samo zdanie, by mi zlecił misje. Bo to zostało potraktowane olewczo jak już napisałam. W dodatku nie da się tych dziwaków nawet zaatakować, walczyć możemy natomiast z tymi, którzy nas atakują,
 w tym ze stworzeniami chodzącymi wokół. Podobnie jak w miastach, choć tam nikogo także nie zabijemy, nie wspominając o zranieniu. A szkoda, bo momentami mając dość powtarzających się człowieczków to aż się chciało im palnąć.
Jak wiadomo, miasto nie służy do robienia tam rzezi i tłuczenia wszystkich wokół (chyba, że komuś się okropnie nudzi), a do między innymi robienie zakupów, dzięki czemu możemy sprzedać to, co znaleźliśmy po drodze a później kupić coś wartościowego za zdobyte pieniądze. To w tej grze zostało umożliwione, z czego się cieszyłam, bo już się zaczęłam obawiać, że gry nie dopracowano pod tym względem.
Po walkach można było się uzdrowić miksturami zdrowia, albo jedzeniem, które mogliśmy ugotować mając składniki. Do mikstur potrzebujemy butelek, które kupimy za rozsądną cenę w sklepie a później gdy tylko zbierzemy wodę musimy dodać czerwony kwiat, a sporo ich spotkamy na swojej drodze.
Jak to zazwyczaj, trzeba pomarudzić. Co mnie zdenerwowało, to to, że w danym sklepie na danym świecie jest zazwyczaj rzecz, której nie ma w innej. Trochę to frustrujące, zwłaszcza, że smakołyki do oswajania dzikich zwierząt są tylko w sklepach na określonych światach, czyli jeśli chcemy na przykład mieć jednego z psów to potrzebujemy do tego wafli, które znajdują się w sklepie mieście x w światach 4,89,37432,12. W nie jest też całkiem pewne, że takowego psa znajdziemy. A dostawy to te sklepy nie mają, już nawet to, że w większości miast trudno znaleźć określone miejsce( a w chyba wszystkich grach rpg zawsze szukam sklepu, w którym mogę sprzedać różne głupoty, których nazbierałam wcześniej) mogę przeboleć. Co jeszcze jest dla mnie nie zrozumiałe, to właśnie to, że sporo rzeczy takich jak ziemia, drzewa czy wszystko w miastach jest niezniszczalne. Gdyby chociaż było jakieś uzasadnienie, to nie znalazłam żadnego. W dodatku mieszkańcy nigdy nie reagują ze strachem czy zdenerwowaniem gdy zaczniemy ich bez skutecznie atakować, czy nawet po nich skakać. No cóż...
Co mi przeszkadzało to to, że w nocy nie było widać właściwie nic. Łatwo wtedy zginąć, bo wtedy nasi wrogowie dostają największej ochoty, by nas napaść. A walczyć trudno gdy nawet przy największej jasności monitora prawie nic nie widać. A czas płynie wolno. Myślę także, że po naciśnięciu klawisza Esc gra nie powinna płynąć dalej, bo zdarzało mi się, że gdy wracałam, moja postać już nie żyła, bo czas płynął normalnie. Nie bardzo wiem, jak to w ogóle wyjaśnić.
Jak zaznaczyłam na początku, gra ta może być także wieloosobowa. Mam tu na myśli to, że po połączeniu z internetem jesteśmy w stanie pograć z innymi. Moim zdaniem wypada to dobrze, bo żadnych problemów nie zauważyłam, a gracze nie są chamscy, a wręcz przeciwnie, zazwyczaj można się było z nimi normalnie dogadać.
Grafika moim zdaniem wypada dobrze, bo jest całkiem miła, kolorowa. Swoją drogą, ja przeważnie na grafikę nie patrzę, więc nie wiem jak to może być dla innych. Na muzykę właściwie w ogóle nie zwróciłam uwagi, tak więc ani się nie wyróżnia ani nie przeszkadza. Po prostu jest. Błędów to trochę tutaj było... No ale jak wiadomo, żadna gra pewnie nie jest od nich wolna.
Skoro już się zbliżamy do końca, warto by było określić, jakie wrażenie na mnie zrobiła gra ogółem. Przez jakiś czas do niej wracałam, lecz później ta chęć jakby zanikła, bo zwyczajnie przestała być jakoś super ciekawa. Najzwyczajniej w świecie, nie było zbytnio co robić. Czy można ją polecić? Jeśli ktoś się nudzi i lubi rpg, albo dopiero zaczyna poznawać ten gatunek, to może spróbować, ale niech cudów nie oczekuje.


Podsumowanie:

Grafika: 7/10
Muzyka: 5/10
Wrażenia: 6/10

+ Kolorowa i przyjazna grafika
+ Tryb multi 
+ Sporo biomów

- Na dłuższą metę nużąca
- Powolny rozwój postaci
- Właściwie wszystko jest niezniszczalne
- Błędy

Ocena końcowa: 6+/10

Screeny: Collina