Ogłoszenia

Przepraszam że nic nie dodaję, mam nadzieję że jeszcze tutaj wrócę
~2018

środa, 25 marca 2015

Recenzja filmu Balto II: Wilcza wyprawa

Reżyseria: Phil Weinstein
Scenariusz: Dev Ross
Dystrybucja: Universal Pictures

Data powstania: 2002
Kraj Produkcji: USA

Nie, po prostu nie mogę zatrzymać swojej nieco brutalnej opinii na temat tego filmu dla siebie. Oglądałam go 2 razy, raz w internecie z polskim dubbingiem i drugi z polskim lektorem. W obu przypadkach moja opinia była taka sama. ,,Co się tu właściwie działo, i dlaczego?"


Nie będę zachowywała się jak babcia narzekająca na dzisiejszą młodzież wychwalając jaki to Balto I był lepszy. W sumie był, ale chcę skupić się na drugiej części, o której mam sporo do powiedzenia. Nie koniecznie pozytywnie.

Jenna szczeni się. Na świat przychodzi kilka szczeniaków, ale jeden z nich wyróżnia się
umaszczeniem i zachowaniem. Jest to Aleu (spolszczona na Szarkę w dubbingu. Poważnie, jak oni zrobili z tego Szarka? No nieważne, może po prostu chcieli to dostosować lepiej dla młodszych widzów), wygląda bardzo podobnie do jej ojca - Balto właśnie, mieszańca psa z wilkiem. Reszta szczeniąt jest ruda tak jak matka i cechuje je średnia różnorodność. Są do siebie aż zbyt podobne. Wkrótce nadchodzi czas, gdy szczeniaki muszą być oddane do nowych właścicieli. Zostają wystawione w skrzynce by ludzie mogli sobie wybrać jednego z nich. Każdy znalazł dom poza Szarką właśnie.
Chwila, bo czegoś tu nie rozumiem już na wstępie. Za młodszych lat, nie tak dawno Balto był bardzo dobrym psem zaprzęgowym, pokonywał nawet rasowe husky, które wiele czasu trenowały. Był wręcz sławny w jego okolicy. O szczenie, które jest prawie takie samo jak on, właśnie ten słynny pies (miał matkę wilczycę ale nieważne) ludzie powinni się wręcz bić! A tu pokazanie pseudo tragicznej sytuacji z powodu inności. Dziwne i nie za bardzo uzasadnione. Poza tym nie sądzę, żeby ludzie w tamtych rejonach tak wybrzydzali ze zwierzakami. 
Córka Balto zostaje z rodzicami aż staje się dorosła. Ciałem, bo duchem okaże się nierozważną smarkulą, ale o tym za chwilę. Pewnego dnia bawi się z niedźwiedziami polarnymi. Nie no, poważnie? Niedźwiedzie każdego gatunku, nawet miś panda to nie są
ciamajdy, dla których celem życia jest zabawa i w sytuacji zagrożenia nie potrafią sobie z niczym poradzić. Tutaj zostały pokazane jako właśnie takie stworzenia. Szkoda, że ich czas na ekranie nie został ograniczony do minimum z minimum. Na prawdę, co one mają tu na celu? Lubię oglądać różne animacje i wiem, że większość jest przeznaczona dla dzieci, ale nie wiem czy dobrym pomysłem jest wpajanie im, że niedźwiedź polarny to ofiara losu. Stary Disney nie tworzył takich teoretycznie zabawnych wątków i na złe mu to nie wychodziło.

Tak więc bawiąc się lesie po pewnym czasie okazuje się, że była celem myśliwego, który planował ją zastrzelić. Była od początku wychowana z psami tak więc nie czuła lęku przed
człowiekiem i bez wahania do niego podeszła, mając nadzieje, na zaprzyjaźnienie się z nim. Przed śmiercią od postrzelenia ratuje ją jej ojciec, skacząc na myśliwego. Wkrótce przychodzi czas, że Balto musi wyjaśnić swojej córce pewne sprawy. Dowiaduje się ona, że człowiek chciał ją zabić ponieważ wygląda ona jak wilk. Szarka zaczyna się awanturować z ojcem, zrzucając na niego całą winę ucieka z domu. Nawet nie potrafię określić jak bardzo mnie by takie dziecko wyprowadziło z równowagi.

Jest to postać najbardziej denerwująca z całego filmu. Jest niesamowicie nierozważna, dziecinna i sama nie wie czego chce. Rodzice zamartwiają się o nią a Balto przez jej głupkowate zachowanie jest zmuszony wyruszyć w nie do końca bezpieczną i trudną
podróż. Nie do końca rozumiem, dlaczego przejął się on tą sprawą bardziej niż matka. Wiem, że chodziło twórcy o to, by była tu ta więź ojca z córką i te sprawy. Ale ostatecznie wyszło to trochę sztucznie. Instynkt macierzyński matek większości zwierząt jest silniejszy niż samców, przykro mi, ktoś tu zawalił sprawę. Wiem, że to film dla dzieci itp, no ale ja mimo tego, że lubię tworzyć komiksy o zwierzakach umieszczam w nich wątki kanibalizmu czy ojcach pożerających dzieci matek. Nie jest to wciskanie brutalności, tak po prostu u zwierząt jest. Nie zapominając również o wyrodnych matkach, ale Jenna na taką nie wygląda. Zresztą, jej rola jest tak zepchnięta na dalszy plan, że aż szkoda. Albo i nie, bo mam przy niej wrażenie, że jest nudna i nawet jeśli by zajmowała więcej miejsca to i tak jej występy nie należały bo do najciekawszych. Jedyne co ona robi w Balto II to biega i się zamartwia a potem ginie w tle.

Myślałam, że będzie źle. Ale jednak udało mi się odnaleźć najciekawszą postać. Jest nią Niju, jeden z wilków ze stada które poznajemy później. Jego futro jest granatowe i ma on nieco groźny wzrok, ale wbrew pozorom jest on w porządku. Wataha przewodzona jest przez Navę, starego wilka. Jest on bardzo związany z duchowością, przepowiedniami i innymi tego

typu rzeczami. Wiem, że miało być interesująco o mistycznie, ale ostatecznie wątek duchów, totemów itp został jakby dodany na siłę a potem częściowo olany. W takim razie po co on? Tym bardziej, że nie byłabym taka przekonana co do tego, by zwierzaki kierowały się snami, bo jak się dowiadujemy Nava miał sen, który powiedział mu o tym, że stada karibu, których od dawna tu brakowało są za wielką wodą. Niektórzy mu uwierzyli, drudzy nie. Niju był w grupie niewierzących, i nawet miał on pewne poparcie. Miał dobre argumenty i zachowywał się jak faktycznie zwierzę, nie jak skrzyżowanie wilka z nawiedzonym kapłanem. Ostatecznie mój faworyt został z niewyjaśnionych powodów praktycznie sam. Pewnie znając życie jest jeszcze przypisywany do czarnych charakterów, które zresztą są wręcz sklonowane z Balto I. Niju jako ułagodniony Steele. 3 głupkowate wilki, które za nim chodziły można porównać do 3 psów z zaprzęgu Steele'a. Zachowania były ZBYT podobne.
Charakter Niju mimo to ma najwięcej logiki, zachowuje się on bardzo rzeczywiście. Nie zgrywa bohatera, ale nie jest tchórzem. Nie wierzył w żadne duchowe przepowiednie tylko zamierzał zostać ze swoją częścią wilków na terenie jaki zamieszkiwał.
 Szarka ostatecznie jakby miała za nic trud ojca, nie wraca do domu a zostaje z zupełnie obcymi jej wilkami. Gdybym była odpowiedzialna za kontynuację na pewno dostało by się jej w kość za durne zachowanie i nierozważność, zwłaszcza w stosunku do obcych i potraktowanie rodziców jakby nie byli dla niej nikim istotnym a po prostu balastem, który gdzieś tam jest, ale i tak tylko chodzi i narzeka. I oczywiście są wszystkiemu winni.

Grafika: 5-/10
Postacie: 2/10 
Fabuła: 1+/10

+ Może animacje?

- Przygłupia główna bohaterka
- Naciągane w wielu momentach
- Pseudo mistyczność
- Wiele nielogicznych zachowań
- Zrzyna z poprzedniej części
Ocena końcowa: 2+/10

Od Colliny:
Wiem, że grę obiecałam, ale coś mnie wzięło na recenzję filmu, tak więc jest. Gra będzie za jakiś czas, już mam z dwie recenzje gier zaczęte, teraz tylko skończę. 
Miłego dnia wszystkim.

czwartek, 12 marca 2015

Recenzja gry Touhou Hisoutensoku (Touhou 12.3)

Touhou Hisoutensoku (Touhou 12.3)
























Twórca gry: ZUN
Oficjalna strona gry: http://www.tasofro.net/touhou123/index.html (japońska)
Do nabycia przez: Pobranie, linki poniżej
Gatunek: Bijatyka
Platformy: Windows 2000, Windows xp, Windows 7

Touhou. Co na początku o niej wiedziałam? Jest tam za przeproszeniem od cholery postaci i wydają się fajne. A zwłaszcza wiedźma Marisa, która należy do jednej z kilku moich ulubionych postaci. Nie interesowałam się szczegółami przez dłuższy czas, ale gdy zagłębiłam się w temat to bardzo polubiłam to środowisko. Gensokyo - czyli kraina w której mają miejsce wszystkie gry. Nie wiem jak duża jest ale sprawia wrażenie na prawdę wielkiej. Dużo natury, ludowych wierzeń japońskich i magii. Warto sprawdzić, zwłaszcza jeśli się ludzi te klimaty. Ja się na przykład zainteresowałam Youkai właśnie przez cykl tych gier.


Yokai są to wszelakie stworzenia z japońskich legend. Obejmuje to wszystkie duchy, potwory, dziwadła czy nawet magiczne parasole z językami. Właśnie z nimi mamy do czynienia we wszystkich grach ZUN-a spod znaku Touhou project. Wróżki, czarownice, kapłanki, demony, bogowie czy nawet personifikacje przedmiotów. Jest tu tego bardzo dużo, może niekoniecznie w akurat tej części, ale to tak słowem wstępu. Bijatyk z Touhou nie ma zbyt wiele, zdecydowanie dominują strzelanki, są również popularniejsze.
Jednak w tak zwane ,,tłuczenie się" grało mi się najfajniej, zwłaszcza w dwie osoby. 

W tej części problemem okazuje się tajemnicze wielkie stworzenie, na którego temat próbuje się czegoś dowiedzieć zielonowłosa kapłanka świątyni Moriya - Sanae. Pojawia się on co jakiś czas a potem znika. Wzbudził wielkie zainteresowanie wszystkich mieszkańców, jednak na pozór nikt nie wie kim on jest i jakie ma zamiary wobec miejscowych. Na początku pytamy o zdanie na ten temat lodową wróżkę Cirno, która jest znana ze swojej głupkowatości. Nie okazuje się ona dobrym informatorem więc musimy szukać dalej, aż znajdziemy wyjaśnienie sprawy. Każda z postaci jaką spotykamy ma określone poglądy, teorie czy nawet plany wobec dziwnego olbrzyma. Ostatecznie okazuje się, że wszystko wygląda inaczej niż się zdawało. Właściwie wyjdzie to trochę śmiesznie.



Na początku gra może wydawać się nieco chaotyczna zupełnie jak jej wersje danmaku ( rodzaj strzelanek w których jesteśmy zasypywani wielką ilością pocisków). Jednak po momencie zaczynamy już ogarniać co z czym, jak używać kart zaklęć oraz jak walczyć najlepiej i którą postacią jest nam najwygodniej. Każda ma określone karty zaklęć, inne ataki. O ile wersja fabularna traktuje nas nieco z góry, bowiem postacie z którymi walczymy w pewnym momencie używają praktycznie non stop ataków, które normalnie należą do kart, które musimy ,,naładować" atakując wroga odpowiednio efektywnie. Wielokrotnie byłam tym poirytowana, bo nam taka szansa nie została dana ani razu. Co ciekawe w trybie arcade nawet na najtrudniejszym poziomie (zwany w Touhou - Lunatic) postacie tak nie robią i można wszystkich pokonać, oczywiście po zdobyciu pewnego doświadczenia z grą.


 Grafika ma charakterystyczny pikselkowy styl, który bardzo mi się podoba. Animacje postaci są płynne, staranne i nie widziałam żadnych błędów. Nic nie było kopiuj-wklej. Każda postać robi wszystko inaczej, nawet sposób chodzenia jest inny w zależności od charakteru. Również rysunki pojawiające się przy dialogach są staranne, ładne, postacie zmieniają twarze w zależności od emocji jakie nimi kierują. Tak uszczypliwie powiem: Nie to co w Misao.

Dobra dobra, bo za mało marudzenia jak na mnie. Czego bym się uczepiła w tej grze? Za krótka. Wiem, że różnie różnym ludziom mogło przyjść przechodzenie jej, ale mimo wszystko tryb fabularny jest za krótki. Ile  to by zajęło? Z 2 godziny max? Może historia nie jest jakąś wielką trudną zagadką rodem z Witch's House i chodzi głównie o dobrą zabawę, to jednak przydałoby się coś jeszcze w tej fabule. Po przejściu trybu Arcade na wszystkich poziomach możemy dodać kolejny czas,
ok, idzie coraz lepiej. A jeżeli mamy jeszcze kogoś, kto by z nami pograł i ogarniał co się dzieje, to dodaje nam kolejne chwile spędzone przy tej grze. Niech ona się mniej broni czy coś.

Nawet postaci ma chyba najwięcej wśród bijatyk z Touhou. Nie dość że to, to jeszcze podobno można trochę mieszając z plikami dodać kolejne. Podobno jest na to ,,legalny" sposób, by było ich więcej, ale mimo przejścia gry nie miałam ich wszystkich, a po prostu o kilka więcej. Może na Lunaticu? Nawet nie wiem ile by mi to zajęło zważając na to ,,usilnienie" naszych rywali, którzy ukazują swoją siłę dopiero po pewnym czasie.
Muzyka jest specyficzna, charakterystyczna dla Touhou. Nie jestem jej jakąś wielką fanką, ale po kilku grach zaczniemy kojarzyć ten styl, który tworzy ZUN. Zdarzyło mi się nawet skojarzyć piosenki z całkowicie innych gatunków w sposób ,,O, to brzmi jak z
Touhou". 

Jest to gra, w której można się fajnie bawić, tylko przy początkowych próbach trzeba się przygotować na bóle i zmęczenie palców od naciskania wielu klawiszy. Czyli powiedziałabym, że nie nadaje się do rozgrzewki przed innymi. To właśnie gier, w których rozgrzejemy palce przed nią potrzebujemy. Mimo wszystko polecam zobaczyć. Tym bardziej, że można legalnie pobrać. 


Podsumowanie:
Grafika: 7+/10
Muzyka: 6+/10
Wrażenia: 8+/10

+ Zabawa jest
+ Barwne postacie
+ Bardzo pasujące piksele i ładne grafiki postaci
+ Specyficzny styl Touhou na każdym kroku
+ Najwięcej postaci z bijatyk Touhou
+ Każdy atak i każda postać ma w sobie coś innego

Na pierwszy rzut oka skomplikowana i trudna
- Choć może faktycznie być trudna dla niewprawionych
- Czasami niesprawiedliwa

- Pobranie może sprawiać niektórym problemy ( dlatego dałam wam linki poniżej)



Ocena końcowa: 8--/10

↓Linki↓

http://www.touhou.pl/?site=download/files&cat=1  pobierz grę, wystarczy kliknąć















http://www.touhou.pl/?site=download/files&cat=7 Pobierz angielskiego patcha 









Od Colliny:
8 z dwoma, prawie jak w szkole ocena. xD. Yeah, pierwsza recenzja Touhou. Prawie na pewno zrobię kolejne z tego cyklu, bo bardzo fajnie mi się ją pisało. Chyba po raz pierwszy nie mam aż tak dużo do napisania co zazwyczaj. Widzimy się za jakiś czas. Aha i zrobiłam nowego bloga. Ale podam linka jak napiszę z 5 postów bo trochę pustawo na nim chwilowo i nie ma tam na co zbytnio patrzeć. Miłego dnia widzimy się w kolejnym wpisie. 

poniedziałek, 9 marca 2015

Recenzja gry Feral Heart

Feral Heart



Twórca gry: Kov
Oficjalna strona gry: http://www.feral-heart.com/
Cena: Darmowa
Gatunek: MMORPG
Rok wydania: 2010

Kovie Kovie, czemuś nas opuścił? Nas i nasze FeralHeart?
Od 2011 roku na Feral Heart nie zmieniło się kompletnie nic jeśli chodzi o oficjalne zmiany wprowadzone przez twórcę. Ja i pewne grono graczy nie możemy wybaczyć Kovowi, że nie przekazał nikomu kodu gry tak po prostu bez słowa poszedł, obarczając administratora Za to kreatywność graczy, pozwala to w miarę nadrobić. Ale mimo wszystko, mody i itemy nie są oficjalną częścią gry, a nie każdy je pobiera. Określana jest jako MMORPG zawiera w sobie utracony potencjał.


Jak to zazwyczaj, zacznijmy od głównego celu gry. A przynajmniej próbowałabym zacząć, gdyby nie to, że tutaj go nie ma. I to może być trochę szokiem. No, bo w końcu dlaczego ta gra ma tylu fanów i tyle osób w nią gra, skoro nie ma w niej właściwie nic do roboty? Kilka map na krzyż i zestaw niewielu akcji oraz tych kilkunastu emotek dla naszej zwierzęcej postaci. I chat. A skoro już jesteśmy przy postaci...

Do wyboru mamy kotowatego lub psowatego ( choć gracze z uwielbieniem mówią wilka lub lwa, czego nie znoszę, na prawdę, choć większość graczy i tak ogranicza się do tych dwóch zwierząt) po czym regulujemy długość pyska, wielkość oczu, wagę, wielkość ogółem itp. Po tym wybieramy typy oczu, uszu, ogona i grzywkę o ile chcemy ją mieć. Gdy już to zrobimy, nakładamy na nasze zwierzę markingsy, po jednym na ogon, tułów i głowę. Później już układamy kolory poszczególnych części ciała. Cudów nie ma, ale tragedii też nie.
 Gdy daną postać już stworzymy puszczamy ją w świat. Jest
te kilka map. Rozpoczynamy w Lonely Cave i mamy z nich dostęp do 4 innych map, z których także są dostępy do innych. Niby nie jest źle, ale czuje się ten niedosyt. Tym bardziej, że nasza interakcja z obiektami jest żadna. Można wskoczyć na kamień, można przeniknąć przez trawę czy popływać w wodzie. Ale wielkiej zabawy to to nie daje. Mapy nie powalają na kolana co widać na pierwszy rzut oka. Nie w każdych jest też co robić. Na przykład Fluorite plains jest bardzo duże, a jednak nie ma tam dużej ilości ciekawych miejsc, także zwiedzanie jest trochę monotonne, tym bardziej, że dalsze tereny, które nie są takie złe mało kto się zapuszcza. Tak samo z
Atlantydą i Last Cave. Dużo miejsca mało ciekawych lokacji. Gdyby chociaż można było jakoś wpłynąć na otoczenie, szkoda.

Myślę, że nie będę grze nic zarzucała. A właściwie atmosferze w niej panującej Są w niej osoby fajne, są totalne debile, mamy także trolle i chmarę dzieci, jak to prawie wszędzie, także w naszym społeczeństwie. I wieeelkie grono leżących do góry brzuchem stworzeń piszących co minuta: nudzi mi się.
Jest tu sporo osób, które siedzą z sentymentu, tak jak ja. Nie gram już dla gry, tylko dla ludzi. Czasami wraca ktoś po latach, można pogadać, powspominać, ponarzekać na to, że teraz jest tyle dzieci. Ale niestety stanowią oni mniejszość. Wiecie, z pewnych rzeczy się wyrasta i nie ma czasu na powrót.

Błędy są jak wszędzie. Mamy tutaj przenikanie przez drzewa, rośliny, wchodzenie w graczy, wchodzenie w kamienie. Czyli klasyk wielu gier. Do ruchów postaci bym się nie uczepiła, jest w porządku. Jednak ta ilość akcji... różne formy leżenia, tańczenie, przeciągnięcie się i wycie/ryczenie. I to koniec. Dochodzi do tego jeszcze opcja różnych prędkości poruszania, bieg, chodzenie, czołganie się. No i to w sumie wszystko. Szkoda, że nie mamy tego więcej. Wolf Soul pod tym względem wygrywa,
ale o tej grze kiedy indziej.

Muzyka nie zwraca szczególnej uwagi. Jest całkiem w porządku, nie irytuje po dłuższym czasie, ale myślę, że potem staje się już zbyt monotonna i większość graczy zastępuje ją własną. Moja opinia na jej temat jest właściwie neutralna. Nie jest źle, ale cudów nie ma, jak to już kiedyś pisałam.
Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że grę tą utrzymują przy życiu tylko ludzie oraz ich kreatywność. Masa rp, presetów, modów, skórek to interfejsu czy nowych map jaką utworzyli jest godna podziwu. I ma to znaczenie, bo gdyby nie oni, prawdopodobnie FH już by się dawno zbierało gdzieś w dal, mapy stawałyby się puste a słuch by zaginął.



Podsumowanie:
Grafika: 6/10
Muzyka: 5/10
Wrażenia: (zależenie od dnia i graczy) od 5 do 7+

+ Powstaje do niej masa modyfikacji, skórki do interfejsu, coś tam do postaci, itp
+ Nadal odwiedzana
+ Można poznać wiele ludzi
+ Ludzie ją utrzymują przy życiu...

- Ludzie? Gdzie jest twórca?
- Jeden wielki zmarnowany potencjał
- Błędy
- Większość rzeczy trzeba ściągać, by sobie fajnie pograć (itemy, paczki z markingsami itp)
- Przydałoby się coś do urozmaicenia gry

Ocena końcowa: 6/10

Od Colliny:
No to widzimy się po raz kolejny, po króciutkiej przerwie wróciła mi wena do pisania. Chciałabym zrobić małą reklamę, dołączyłam do moich znajomych z tej samej szkoły w
tworzeniu bloga poświęconego Azji. Super znawczynią może nie jestem ale pomyślałam, że czemu nie, są ciekawe rzeczy, które warto innym ukazać. Wahałam się, bo w końcu i ten blog miał lepsze i gorsze chwile. Ale ostatecznie, dobra, dupa tam.  Łapcie adres i czytajcie moje wpisy.(http://our-dreams-only-in-asia.blogspot.com/) No dobra, nie tylko moje, ale postaram się trochę ulepszyć tego bloga, wiecie o co chodzi. Na ten moment jak piszę tego posta jeszcze nic nie dodałam, ale zaglądajcie, w końcu coś napiszę, tylko muszę dostać prawidłowe hasło, bo złe dostałam.
Dziękuję wszystkim jak zawsze. Nie spodziewałam się, że zacznę mieć fanki. Kocham was. c: 

Wiecie co, chyba założę bloga kolejnego, tylko bym już sama go prowadziła, ale muszę dokładniej określić temat. Może coś z rysowaniem? Jeszcze nie wiem, muszę sprecyzować. A wy co myślicie? O czym byście chcieli czytać?

środa, 4 marca 2015

Recenzja gry The Elder Scrolls V - Skyrim

The Elder Scrolls V: Skyrim






























Twrócy gry:Bethesda Game Studios
Data wydania: 2011
Platformy: Microsoft Windows, Ps3, Xbox 360
Gatunek: Fantasy
Tryby: Wyłącznie jeden gracz.
Cena: waha się od 34zł do ponad 100zł

Tam ta da dam ~! Olałam sprawę na zbyt długo, tak więc powracam z długą recenzją dużej gry. No dobra, mogło być dłużej, ale w sumie ujęłam tutaj wszystko co chciałam na temat Skyrima powiedzieć. Morrowind mi bardzo słabo szedł z przyczyn nieznanych więc odpuściłam. Gdy się za długo odkłada pewne rzeczy przychodzi pora na wynagrodzenie wszystkim, którzy jednak czytają moje recenzje. A za wynagrodzenie uznałam właśnie Skyrima - grę, której według steama poświęciłam prawie 100 godzin. Czas na ocenienie ciężkiej pracy twórców. A zapowiada się dobrze, i dobrze wygląda.



Jak się dowiaduję z internetu - akcja Skyrim dzieje się 200 lat po wydarzeniach z poprzedniej części (Oblivion) jednak nie jest bezpośrednią kontynuacją, a po prostu dzieje się w tej samej krainie. Dowiaduję się, bo rozpoczęłam grę tak dawno, że nawet nie pamiętam, możecie to sprawdzić, gdy w którymś z pierwszych wpisów chwalę się, że paczka z grą już przyszła. Sporo czasu, a pamięć słaba mimo młodego wieku. Rozpoczynamy tradycyjnie, jako bezimienny więzień, a wygląd oraz imię wybieramy później. Do tej pory pamiętam, jakie było moje zaskoczenie, że ilość postaci damskich występujących w grze jest całkiem spora. Myślałam, że będzie tu duża przewaga mężczyzn, a to proszę, kobieta prawie na każdym kroku. Nie jestem jakąś specjalistką z tamtych czasów, czy ogólnie z cyklu TES, ale wydaje mi się, że być może faktycznie w tamtych czasach także kobiety brały udział w walkach razem z mężczyznami, co zostało udowodnione tą grą.
 Mamy do wyboru kilka ras. Nie są one brzydkie, widać, że twórcy poświęcili pewien czas i włożyli prace w tworzenie ich, a i ogółem nie ma problemu z wyborem, choć muszę przyznać, że tworzenie tak mi się podobało, że najchętniej zrobiłabym kilka postaci i grała w zależnie od chęci. Po zwyczajnych ludzkich rasach moimi faworytami są Khajity, szkoda, że nie zagościło ich tutaj więcej, ale to w sumie zrozumiałe. Mroźne Skyrim jest daleko od ich domu, którym są pustynne piaski Elsweyr. Szczerze mówiąc nadal liczę, że kiedyś historia będzie osadzona właśnie w tamtych okolicach.

Od śmierci ratuje nas atak smoka, dosłownie w chwili gdy kat nad nami unosił topór. Gady powracają po bardzo długim czasie. Nikt w to początkowo nie wierzył, i większość uznała to za plotki, tak samo wieść o smoczym dziecięciu, które potrafi używać krzyków z języka smoków ( na przykład to słynne Fus Ro Dah, odrzucające wrogów). Udaje się nam zbiec, i po pewnym czasie jesteśmy już właściwie wolni. Możemy już teraz wybrać ścieżkę jaką będzie się nam lepiej grało. Czy to zostaniemy magiem, czy wojownikiem, czy wybierzemy bycie cichym złodziejem. Ja wybrałam wszystko po trochu, smoki zabijam magią, a gdy dochodzi do walk z wrogami, nie chce mi się bawić w zażywanie co chwila eliksirów many i sięgam po topór. Po pewnym czasie i wykonaniu kilku misji możemy samemu zacząć kreować swoją przyszłość, odrzucać lub akceptować kolejne zadania. Dowolność jest ogromna a jednocześnie nie grozi nam z tego powodu nuda. Jest tak dużo misji, od dużych i wiele znaczących do drobnych zadań typu zabij to i tamto, przynieś 10 skór niedźwiedzia. Choć do tej pory nie lubię misji w podziemiach czy jaskiniach. Można się zgubić, zaplątać a w dodatku ze sporej części z nich nie można szybko podróżować co drażni w związku z tym, że część z nich ma długie i rozbudowane korytarze, przez które przejście do wyjścia zajmie nam jakiś czas, bo nie zawsze będzie nam dane drugie wyjście na końcu. 
Możemy kształcić się w wielu kierunkach, i nawet jeżeli od magii do kowalstwa jest daleko, to nic nie stoi na przeszkodzie, by specjalizować się w obu tych dziedzinach czy nawet więcej.
Postać rozwija się nie za wolno, nie za szybko. Podczas gdy zabicie pierwszego smoka może być bardzo podniosłą chwilą to po jakimś czasie zabijanie ich może stać się dla nas codziennością i jednym ze sposobów na zarobek, w końcu kości i skóra są cenne.

Aby nie było, że jesteśmy zawsze pozostawieni sami sobie, możemy uzyskać albo wynająć towarzysza, który nam pomaga w walce, może także nosić nasz bagaż oraz skorzystać z broni czy ubioru jaki mu powierzymy. Nie szkodzi to nam, a mu pomaga, jest dobrze. Chociaż niektórzy ,,klinują" się z drzwiach czy przejściach co potrafi nieco zirytować.

Wilkołaki i wampiry. Do tego drugiego mnie nie ciągnęło, ale brat gdy rozmawialiśmy o grze, zapewniał, że bycie nim jest ciekawe. Pozostaje mi mu uwierzyć. Jeżeli zdecydujemy się dołączyć do Towarzyszy i zdobyć ich szacunek oraz zaufanie zaproponują nam oni przyłączenie się do nich jako wilkołak, bo w nich samych płynie krew wilka. Podjęłam się tego i nie żałuję. Wybijanie mniejszych miast, wiosek, jakichś obozów jako nasz futrzak dawało frajdę, jednak przemyślmy to, bo może się okazać, że mogliśmy tu coś załatwić. Przemiana jest ograniczona do jednej dziennie, ale po zdobyciu pierścienia Hircyna możemy to robić ile tylko chcemy. Spotkałam się z fajnym modem, w którym możemy zmienić barwę naszego wilkołaka, ale nie mogłam go przetestować, bo niestety wymagany jest do niego dodatek, do którego kupna mi się nie śpieszy, prędzej bym wzięła Dragonborn.

Prócz dodatkowych misji mamy też dodatkowe możliwości których możemy się podjąć jak na przykład wampiryzm i wilkołactwo. Prócz tego możemy jeszcze wziąć ślub, niezależnie od rasy czy płci naszej czy małżonka. Niby nic takiego, ale jednak fajnie się w to bawiło. Żona czy mąż może nam pomóc, ugotować obiad oraz dzieli się dochodami ze sklepu. Wiec w sumie się opłaca. 
Spotkałam się z wieloma opiniami brzmiącymi ,,dlaczego Skyrim nie ma trybu wielu graczy?" Ja się szczerze mówiąc nawet cieszę. Wyobrażacie sobie, ile by to ważyło? A dodatkowo pojawiłyby się irytujące osoby wciskające się nam do gry. Jeśli już by miał być tak koniecznie ten multiplayer to sądzę, że tylko
dodatkowo, bo wolę grę jako przeżycie własne, a nie grupowe.

Możemy się już powoli zbierać do końca, czyli ocenienie gry nie pod względem fabuły a mechanizmów i grafiki. Grafika jest do tej pory ładna i myślę, że jeszcze przez jakiś czas się obroni. Błędów jakoś dużo nie policzyłam, irytujące były momenty zacięcia w misji, gdzie mimo obszukania całego obszaru nadal nie można było gdzieś się dostać czy zebrać określonego obszaru. Wtedy po prostu sobie szłam i ją olewałam. A szkoda. Doświadczyłam jeszcze błędu z kobietą lewitującą nad jej stanowiskiem w sklepie, ale było to bardziej zabawne niż denerwujące. Tym bardziej, że na mapie miałam wskaźnik, że jest ona dokładnie tutaj, a dopiero po spojrzeniu w górę gdy ją usłyszałam zauważyłam to. Ale jak już wspominałam, nie irytuje to, w grze plus tego mamy sporo zdarzeń losowych, jak atak bandytów, napad przez złodzieja, zaczepienie przez jakieś NPC-a. O ile nie jesteśmy ostatnimi ofiarami, to sobie z każdą rzeczą poradzimy. Chyba, że dopiero zaczynamy.

Na koniec mapka Tamriel dla niewtajemniczonych z cyklem TES. Nazwy nie różnią się jakoś drastycznie od Polskich.






Podsumowanie:
Grafika:8+/10
Muzyka:7/10
Wrażenia:8/10

+ Jest klimat
+ Charakterystyczna muzyka
+ Nuda nam nie grozi tak szybko
+ Ilość i różnorodność modów do tej gry
+ Nie jest liniowa
+ Nadal popularna
+ Różnorodność ras i charakterów
+ Polska wersja nie różni się tłumaczeniem za wiele od oryginału


- Trochę mało aktorów głosowych w polskiej wersji
- Czasami jednak można się zatrzymać i zastanowić, co teraz robić
- Drobne błędy
- Za dużo misji w tunelach/podziemiach
Ocena Końcowa: 8/10

Całość przez: Collina

Od Colliny:
Dlaczego nie więcej? Cóż, potem Skyrim przestawał mi dawać aż tyle frajdy, co wcześniej. 
Nie ma tak łatwo, nadal tu jestem i nadal będę pisała. Lenistwo, brak czasu czy
chociażby ochoty trochę opóźniło rozwój bloga. Nawet rocznice przegapiłam, no ale nic się nie stało. Tak mi się wydaje, cóż. Planuję wkrótce opisać jeszcze WoT, tylko chcę bardziej tą grę poznać. Jeszcze o coś brata kiedyś popytam, bo kupował on czołgi za złoto więc ma pewien wgląd, którego ja tu nie doświadczę. Mogłabym jeszcze zrecenzować jakieś filmy animowane, bo jest to lekkie i całkiem przyjemne. Trzymajcie się, widzimy się już w kolejnej. Pamiętajcie, że nawet jak nie odpisuję na komentarze, to wszystko czytam. c:
Jeszcze się zobaczymy. O ile nie trafię do szpitala albo nie zejdę, ale myślę, że znajdą się osoby które to tutaj oznajmią w razie takiego zdarzenia.
~Pa i miłego dnia wszystkim.