Ogłoszenia

Przepraszam że nic nie dodaję, mam nadzieję że jeszcze tutaj wrócę
~2018

sobota, 29 listopada 2014

Recenzja gry The Endless Forest

The Endless Forest
Twórcy gry: Tale of  Tales
Data wydania: 15 lutego 2006
Platformy: Microsoft Windows
Gatunek: MMO
Tryby: Wyłącznie wieloosobowy
Cena: Darmowa, do pobrania na oficjalnej stronie gry

Najpierw rysowałam jelenie. Potem zaczęłam trochę o nich czytać. Aż w końcu po zastanawianiu się podjęłam decyzję. Wczoraj, po raz już chyba trzeci czy nawet czwarty zainstalowałam tą grę, tym razem jednak na poważnie. Poszukałam nazwy konta które tworzyłam ostatnio i działało. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kiedy do niej usiadłam przy kolejnym spojrzeniu na godzinę, było już po północy, gdy to inny jeleń z którym się zaprzyjaźniłam poszedł spać, bo długiej zabawie i grze. Pozbawiona chatu, nie ma żadnych misji czy celu. Pomimo wielu lat nadal lubię zagrać w gry, w których sterujemy nie człowiekiem, a zwierzęciem. Jest ich mniej i jestem zazwyczaj ciekawa, jak zostały zrobione, tym bardziej, że posiadam pewną wiedzę na temat większości z nich. A nie byłabym sobą, jakbym nie zaczęła oceniać i krytykować, co jest źle, co jest niedopracowane. Dlaczego więc może się spodobać?
Na początku byłam zdezorientowana co w tej grze się robi. Jeden słabo napisany poradnik jednak mi już wszystko rozjaśnił, musiałam tylko zapamiętać. I znaleźć innych graczy, ta gra działa inaczej niż większość. Aby zostać maskę, czy inne futro musi je nam ktoś dać. Proszę jednak nie myśleć, że nikt nigdy wam nic nie da, bo to mylne wrażenie szybko mi uciekło, też je miałam. Gracze są mili i często gdy my im podarujemy nową barwę
sierści (kładziemy się obok gracza), poroże (ocieramy się o drzewo a następnie zjadamy szyszkę, która spada) czy maskę( jemy grzyby z drzewa), odwdzięczają się tym samym. Miałam nawet sytuację w której przez około 20 minut staliśmy przy drzewie jedząc grzyby a później czarowaliśmy sobie nowe maski, ocenialiśmy gestami czy jest ładna, czy nie, czasami się nawet dziwiliśmy jak wyglądają, jeśli komuś nie pasowała zrzucał ją, jeśli chciał ją zatrzymać, można łatwo zapisać nasz obecny wygląd, wychodząc do menu, klikając network w którym znajdziemy opcję Save Deer. Z futra czy maski które zebraliśmy pod tą zapisaną ocalają nam się. I bardzo dobrze, bo myślałam przez długi czas, że każda rzecz jaką otrzymamy jest na chwilę. Jest, jeśli jej nie zapiszemy.

Jak widać rozpisałam się nad tym jak zbudować sobie wygląd a nie mówię o celu, bo ta gra także go nie posiada. Możemy robić co nam się podoba... No prawie, nie możemy
pisać, bo nie ma tutaj chatu. Z jednej strony dobrze, bo nie będziemy zasypywani wyzwiskami ani pytaniami nowych osób, jak zmienić wygląd, ale mimo wszystko trochę szkoda. Znalazłam osobę z którą na prawdę długo grałam i prawdopodobnie się już nie odnajdziemy chyba, że po wyglądzie albo po piktogramie, bo takowe są nad głowami zarejestrowanych graczy ( można grać jako gość, jednak nie ma to zbyt wielu korzyści). zresztą i tak zaczynamy jako młode, które rośnie aż w końcu po rzeczywistym miesiącu staje się dorosłe, i nasze zwierzę rośnie wraz z czasem jaki ma konto na tej grze. Domyśliłam się tego, widząc dość duże jelenie, które zawiązywały z nami interakcje językiem ciała, bo innego tutaj nie mamy. Mimo to i tak się bardzo dobrze bawiłam, dołączali do nas inni gracze, nowi czy starzy, przez pewien czas się bawiliśmy grupą, rzucając na siebie zaklęcia by otrzymywać nowe umaszczenia, albo nawet skakaliśmy w kółko, udawaliśmy, że walczymy czy tańczyliśmy. Chociaż zastanawiałam się przez pewien czas, że ciekawe co by było, gdybyśmy byli zagrożeni. Wiecie, nagle jakiś drapieżnik wyskoczy i będziemy musieli uciekać. Pozbawiło by to co prawda grę tego spokoju, radości i bezpieczeństwa, ale mogłoby być dosyć interesujące. W końcu gier o polujących mięsożercach jest trochę więcej a i oni nie są niezniszczalni.

Grafika nie jest najgorsza, zdarzają się pewne błędy, ale nie czynią one nam jakiejś krzywdy, choć przenikanie przez drzewa było trochę denerwujące, bo można było ich równie dobrze nie wymijać, nie licząc takich większych drzew, chociaż udało mi się nawet częściowo wejść w posąg. Na szczęście nie wszystkie obiekty są takie, i wskakiwać na głazy się dało. Muzyki to tutaj prawie nie ma, ale to co jest brzmi dosyć radośnie i jednocześnie kojarzy się z lasem (Co za różnica, w porównaniu do innej gry Tale of Tales The Path!) Mogłabym się czasem czepiać, że jeleń potrafi nam się trochę ,,skrzywić" przy niektórych interakcjach, ale nie jest to na tyle obsesyjne, żeby grę odrzucić z tego powodu czy się na nią denerwować. W WolfQuest natomiast towarzyszy to od początku do końca i irytuje osoby, które już w pewną ilość lepszych gie grały.
Co bym mogła powiedzieć na koniec, że na pewno doceniam pracę twórców, bo na pewno poświęcili tej grze trochę czasu. I faktycznie mi się spodobała, jest dobra na odstresowanie czy na odpoczęcie przed jakimiś grami, które zajmą nam dużo czasu i wymagają od nas dużo. Myślę, że warto zagrać by chociaż zobaczyć, co to jest, jednak po raz kolejny muszę zaznaczyć, że nie jest to gra dla każdego, chociaż potrafi pokazać, że czasem nie potrzeba słów. 
Podsumowanie:
Grafika:7-/10
Muzyka: 5/10
Wrażenia: 8/10

+ Oryginalna tematyka
+ Większość rzeczy dowiadujemy się samodzielnie i nie jest to zbyt przekombinowane
+ Przyjazna atmosfera
+ Wciąż są w niej gracze mimo upływu lat
+ Nie musimy się starać z wymyślaniem nazwy, gracze i tak widzą nie ją a nasz piktogram
+ Twórcy nadal czuwają na tą grą i mają co do niej trochę pomysłów
+ Właściwie to brak denerwujących trolli

- Po pewnym czasie może nam grozić znudzenie
- Utrudnione jest utrzymanie kontaktu z graczem
- Może wydawać się trudna i skomplikowana
- W trybie pełnoekranowym nie można schować do paska, a przy próbach kończy się na tym, że lepiej wyłączyć grę (zaczyna szaleć).

Ocena końcowa: 8+/10

niedziela, 22 czerwca 2014

Recenzja gry Slenderman's Shadow: Elementary

Slenderman's Shadow: Elementary


Twórca gry: Marc Steene and Wray Burgess
Oficjalna strona gry: http://www.slendermansshadow.com/
Rok wydania: 2012
Platformy: Windows XP, Windows Vista, Windows 7.
Gatunek: Horror

Jak wiadomo celem horrorów jest nas przestraszyć. Zdarza mi się czasem w niektóre zagrać, bo dość szybko się zorientowałam, że po dziwnych grach cz
asem fajnie się czegoś przestraszyć... Albo pośmiać z nieudolnych prób twórcy. Mimo istnienia już od długiego czasu Slender: The eight pages, ja zdecydowałam się zrecenzować to. Dlaczego? Gra wydawała mi się straszna, tym bardziej, że moje początku ze slenderem były dość... Przerażające. A teraz?

W tej grze, jak i w innych ,,Slenderach" chodzi o zbieranie określonej liczby przedmiotów by ukończyć grę. W zależności od gry, są różne zakończenia, jednak moim zdaniem nie robią zbytniego wrażenia. W tej akurat części chodzimy po klasach bez ławek szukając 8 pluszaków nabitych na haki. Pamiętam dawne czasy, gdy w modzie było granie w całkowicie pierwszego Slendera czyli The Eight Pages, gdzie biegamy po lesie ( nie dosłownie, postać się męczy po kilku metrach) i zbieramy kartki.
 Wtedy pamiętam, że nawet ze znajomymi się bałam grać, a przy pojawieniu się Slendermana darłyśmy się jakbyśmy były chore, ale wkrótce gra zaczęła być bardziej denerwująca, z powodu śmierci przez wolno chodzący komputer co powodowało, że pan bez twarzy nas szybko zabijał. Aż w końcu dałyśmy sobie spokój z grą, kolejne podejście nastąpiło właśnie przy tej części. Jednak skończyło się na zawiedzeniu, że gdy ja grałam nasz mackowy pan częściej się pojawiał, po czym wyszłyśmy z gry, bo nas już nudziło bezcelowe szukanie.

Grafika i muzyka dają radę, poza błędami typu przenikanie naszego prześladowcy przez ściany, to może ona być. Dźwięki mogą czasem wywołać pewne uczucie niepokoju i nawet wprowadzają z klimat, zwłaszcza krótkie intro, które moim zdaniem było nawet ciekawsze od tego chodzenia bez celu.

Nie chcę obrazić nikogo, kto się boi tej gry. Chciałam po prostu pokazać, że ona wcale nie jest aż tak straszna... Za dużo schematów, dlatego jeśli chcecie horror, to już chyba lepiej zagrać sobie w the Witch's house albo The Crooked man... Na prawdę, są lepsze horrory, które też można ściągnąć za darmo.



Podsumowanie:
Grafika: 5+/10
Muzyka: 6/10
Wrażenia: 3/10
Strach: 4/10

+ Czasem może przestraszyć


- Po pewnym czasie się nudzi i nie straszy
- Na pewno są lepsze

Ocena końcowa: 4+/10

Od Recenzentki:
Dobra, wiem ta recenzja była słaba. xD

piątek, 16 maja 2014

Recenzja gry Misao

Misao



Twórca: Sen
Oficjalna strona gry: 
http://www.vgperson.com/games/misao.htm (Angielska)
Rok wydania: 2011 (japońska), 2013 (Tłumaczenie angielskie)
Platformy: Microsoft Windows, Mac 
Gatunek: Horror

Misao, nawet jeśli nie należy do najlepszych gier pikselkowych, ma bowiem
swoje wady i niedociągnięcia, to nadal zostaje dobrą grą, z fabułą, pomysłami, specyficznymi postaciami i zagadkami jak to zazwyczaj. Czemu więc nie jest to taka super gra?

3 Miesiące temu, zaginęła tytułowa Misao. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Dotychczas nie było żadnych śladów, które by mogły to wyjaśnić. Do czasu, gdy Misao powraca, by się zemścić. Za co? Dlaczego? Tego się dowiemy w trakcie gry. Tytułową bohaterką gry jest dziewczyna, która była przyjaciółką Misao, jej imię domyślnie brzmi Aki, jednak można je zmienić na początku gry. Z jednej strony fajnie, a z drugiej... Trochę głupio potem grać postacią o nazwie ,,Zdebilenie". Ale nie o tym. Jak się okazuje, znowu miała sen, w którym Misao
ją wzywała i prosiła o pomoc. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia specjalnie inteligentnej tak więc zaczęła od spóźnienia się do szkoły a później nie słuchania na lekcji z powody zamyślenia na temat snu i głosów, które zdarzało jej się słyszeć. Chwilę po tym, jak uczniowie zaczęli głupkowato szydzić z tego, że przyjaciółka Aki mogła zostawić jakąś klątwę, dochodzi do trzęsienia ziemi a następnie wyłączenia światła w szkole.

Od momentu obudzenia się w innej, o wiele mniejszej klasie, w której poznajemy mężczyznę identycznego jak Ogre z Mad Father, zwanego jednak w Misao Onigawarą pojawia się na moment tak zwana panna bibliotekarka ( Miss Library, pomyślałam, że tłumaczenie tego jako panna biblioteka byłoby głupie, choć na początku tak to zrozumiałam).
Przebywa ona cały swój żywot w tej grze... Właśnie siedząc w bibliotece. Gdy ją znajdujemy, i zadecydujemy się z nią zaprzyjaźnić, okropnie szczęśliwa dziewczyna proponuje by... Nadać jej imię. Tak, w tym wypadku akurat nie było to zbytnio uzasadnione. W końcu to tak jakby do kogoś podejść a ten ktoś zaczyna się bardzo cieszyć, chce zostać Twoim przyjacielem a później proponuje, by mu nadać imię. W przypadku tej gry, dziewczyna nazywała się domyślnie Novella. Ale właściwie nasza (kolejna?) przyjaciółka nie miała jakiegoś konkretnego powodu do opuszczania biblioteki, w końcu miała tam łóżko i coś co przypominało wannę...

Skoro już przy postaciach i wadach jesteśmy. Większość postaci była dość
denerwująca, a ich zachowanie niezbyt logiczne. Nie mówię, że cały czas, po prostu były takie momenty. Ale moim zdaniem i tak najbardziej rozwalić potrafiła posiadająca wielu przyjaciół (?) Aki, która właściwie... Nie miała wad, poza taką, że przy praktycznie każdej śmierci krzyczała tak głośno, że nagle przechodziła ochota na granie z dźwiękiem. A sposobów na śmierć jest na prawdę dużo. Nie zawsze przemyślane. Co nie znaczy, że to coś daje, to nie daje praktycznie nic, poza zażenowaniem. W końcu gdzie można zginąć, przechodząc obok telefonu? Albo od podniesienia kartki? Nawet jeśli to śmieszy, to momentami aż brak na to słów, moim zdaniem już w Witch's House było lepiej umrzeć niż tu.

Podobnie jak w innych grach tego typu, mamy tutaj dialogi, a przy dialogu jest nazwa i obrazek postaci, byśmy wiedzieli kto co mówi. Szału takiego jak
w Mad Father to tutaj pod względem grafiki nie było. Ja wiem, że Wolf Rpg Editor nie ma możliwości, by grafika pikselkowa wyglądała tak jak w Witch's house, Red Book czy też wcześniej wspomniane Mad Father. Nie czepiałabym się tak bardzo gdyby nie to, że wiem, jak wyglądała poprzednia gra tego samego twórcy, a moim zdaniem tam grafika była super. A tutaj jakby, troszkę gorzej. A co mnie trochę rozwalało to to, że nasza główna bohaterka, która jest tutaj prawie najważniejsza... Nigdy nie zmienia mimiki twarzy. Serio. Nie ważne co się dzieje, nie ważne, czy jej życie jest właśnie zagrożone, czy stało się coś co ją mogło przerazić, ona i tak cały czas ma na twarzy uśmiech, w dodatku często zachowując się nielogicznie. I oczywiście nawet w sytuacji, gdy biegaliśmy nią zakrwawieni od stóp do głów, to na obrazku oczywiście nadal była uśmiechnięta. I bez krwi. Co mnie już
całkiem zniszczyło to to, że gdy z szafki wypadły części ciała, to ona z uśmiechem na twarzy: ,,Misao, I found you!" Nie wiem, czy znalezienie czegoś takiego to powód do euforii. To już niektóre postacie poboczne częściej zmieniają mimikę, niż Aki...

W tym wypadku nie było żadnego problemu z interpretacją zakończeń, na prawdę nie wiem, jak mogły by nie być przez kogoś zrozumiane. Ilość ich również wystarcza, nie byłoby tutaj chyba potrzeby, by ich wtykać nieskończoną ilość, i różniących się drobiazgami. Po zakończeniu gry dodatkowo dostajemy możliwość zagrania ponownie ale męską wersją Aki. Na szczęście on, nie wygląda równie radośnie i szczęśliwie, bo nie ma właściwie powodu.

Ponieważ to teoretycznie horror, powinnam tutaj powiedzieć jak bardzo straszna jest ta gra. No cóż, nie było tutaj specjalnie wielu strasznych momentów, co nie oznacza, że nie można się tej gry wystraszyć. Trzymała zazwyczaj w napięciu niepokojącą muzyką. Można się przestraszyć, choć
często jednak nie bardzo to działało, ponieważ kończyło się czasem na śmiechu ,,Bo to miało być straszne, ale twórcy nie wyszło".


Moim zdaniem, nawet jeśli są gry lepsze, to można pograć w Misao. Choćby po to, by znać. Nie wymaga od nas godzinnego myślenia, jak to bywało w innych, bo zagadki nie są jakieś super trudno. Nawet jeśli czasem nie było jakichś nie wiadomo jakich akcji, to grało się całkiem przyjemnie, i dość łatwo.


Podsumowanie:
Grafika: 6/10
Muzyka: 6+/10
Wrażenia: 7-/10
Strach: 4/10

+ Fabuła daje radę, porusza problemy
+ Postać Misao
+ Pewne odniesienia (np. Hanako z łazienki)
+ Jednak wciągająca

- Błędy
- Głupie sposoby śmierci
- Momentami nielogiczności
- Ekwipunek może się wydawać skomplikowany


Ocena końcowa: 5+/10

niedziela, 11 maja 2014

Recenzja gry Goat Simulator 2014

Goat Simulator 2014


Twórcy: Coffe stain studios
Oficjalna strona gry:http://www.goat-simulator.com/
Rok wydania: 2014
Platformy: Microsoft Windows.
Tryby: Jeden gracz ( multiplayer już w maju tego roku)
Gatunek: Symulacja
Cena: 9,99$

Jak być może wiadomo, mój blog bez recenzji specyficznych gier, nie był by taki sam. Staram się spopularyzować gry w które warto grać, a nie są specjalnie znane w Polsce, co nie znaczy, że nie podejmuję się oceniania słynnych gier. Tym razem po krótkiej chwili grania w symulator kozy pomyślałam: ,,A może by wrzucić to na bloga? Ale nie, nie tak od razu... Może gdy będzie specjalna okazja, bo gra ma oryginalną tematykę i pomysły. O, wiem. Na 1000 wyświetleń bloga!"

Oczywiście nigdzie o tym nie wspomniałam, by moje znajome ( czyli główne czytelniczki) nie nabijały wyświetleń jak to zazwyczaj domagając się recenzji, bo do wszystkiego lepiej dojść samemu.
Ale dość o tym, bo tutaj mamy grę specjalną. Po nazwie można stwierdzić, że będziemy w niej grać kozą ( z wywalonym na wierzch językiem), a jaka jest koza, to każdy wie. Jednak w tej grze... Nie do końca.

Naszym celem jest dokonanie jak największych zniszczeń w mieście, grając właśnie wspomnianym wcześniej stworzeniem. By nam się za bardzo nie nudziło mamy ileś tam różnych osiągnięć do odblokowania. To jeszcze nie jest takie dziwne... Ale w praktyce okazuje się, że możemy tutaj zniszczyć prawie wszystko, od ogrodzeń, przez meble, kończąc na innych kozach i ludziach. Bezkarnie. Nawet nie można tutaj umrzeć, mimo, że możemy tutaj nawet skakać po dachach, dźwigach czy latać nad miastem używając jetpacka. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dać się potrącić przez samochód kilka razy pod rząd, przyczepić do języka człowieka, czy stać się szatańską kozą z demonicznymi mocami a później wylecieć w kosmos porwaną przez ufo.

Gra muszę powiedzieć, że mnie okropnie rozbawiła już na początku, kiedy chociażby zahaczając głową naszej kozy, zaczynała ona się wykręcać we wszystkie strony, nie wspominając już o języku zwierzęcia, który ma niemal
nieograniczoną moc, długość i siłę. Prócz tego to wszystko czego możemy dokonać na tej niewielkiej mapce na prawdę osłabia tak, że momentami brak słów do tego co się dzieje. Tym bardziej, że po tym gdy pozbieramy figurki kóz, które leżą w różnych miejscach na mapie, dostajemy możliwość grania żyrafą czy strusiem, ale powiem, że mi jednak najlepiej się grało kozą.
Nie mówiąc już o tym, że przy całkiem realistycznej grafice wszystko sprawia wrażenie bardziej komicznego.

A skoro już przy grafice, to moim zdaniem jest ona ładna, tekstury i cienie są w porządku. mogłabym się przyczepić do powtarzających się wyglądów ludzi i do tego, że umierają oni od jednego ciosu czymkolwiek, i nie można ich zbyt długo pomęczyć. Ale prócz tego były inne błędy, które jednak jakoś specjalnie nie śmieszyły. Chodzi mi tutaj o to, że nasza koza potrafiła zapaść się pod ziemię i spadać w dół, by po naciśnięciu spacji być w miejscu w którym zaczęliśmy grę, bez ulepszeń, które zdobyliśmy wcześniej.
Gdy zniszczymy całe miasto zawsze możemy zrobić masakrę od nowa, klikając odpowiednią opcję.

Nawet jeśli nie opisałam tej gry jakoś specjalnie rozlegle( nie jest to długa i rozbudowana gra z fabułą, być może dlatego), to zawsze można w nią zagrać, bo można się pośmiać i zająć trochę czasu, gdy nie mamy co robić. Bo jest to zwykła gra na odstresowanie, nie musimy tu nad niczym myśleć. Moim zdaniem może być skierowana do większości ludzi, w końcu taką grę by można było dać nawet dziecku, bo krew się tu nie leje. Tym bardziej, że w tym miesiącu ma wyjść aktualizacja w której z tego co się dowiedziałam można będzie grać z innymi kozami, dodane zostaną nowe kolory zwierząt oraz mapy. Teraz tylko czekać.




Podsumowanie:
Grafika: 7+/10
Muzyka: 7/10
Wrażenia: 9-/10

+ Tematyka
+ Humor
+ Możliwości
+ Nie liniowość
+ Szerokie grono odbiorców

- Po pewnym czasie jednak się nudzi.
- Błędy przeszkadzające w grze.

Ocena końcowa: 7/10


Od recenzentki:
Dziękuję za 1000 wyświetleń. Zazwyczaj gdy jest tyle, to później idzie już tylko lepiej. Powodzenia, i jak zwykle zapraszam do komentowania i podawania propozycji gier.
Już niedługo recenzja Misao. c:



poniedziałek, 5 maja 2014

Recenzja gry Cube World alpha

Cube World

Twórca: Wollay

Producent: Picroma

Oficjalna strona gry: https://picroma.com/cubeworld

Rok wydania: 2011

Platformy: Microsoft Windows 

Tryby: Jeden gracz lub wielu graczy

Gatunek: RPG

Cube World - gra podobna do Minecraft'a lecz jednak inna. Zwłaszcza, gdy ją bliżej poznamy, i wtedy okazuje się, że jest zdecydowania różnica. Nawet jeśli nie jest tak wciągająca, to była nieco milsza niż wcześniej wspomniana gra Mojangu. Ale do czasu, bo jednak twórcy nie do końca sprawdzili tego, co będzie miał zamiar zrobić gracz.

Podobnie jak w innej dobrze nam znanej kanciastej grze, nie mamy tutaj określonego celu, a jeśli już, to znaczy, że wyznaczyliśmy go sobie sami. Ale od początku. Tworzymy postać. Wybieramy jedną z kilku ras, od człowieka, po żabę czy orka a potem płeć. Następnie decydujemy, jaką klasę będzie miała nasza postać, mamy tutaj maga, wojownika czy też przypominającego trochę ninję lub asasyna tak zwanego ,,Rogue" ( szczerze powiem, że nie potrafię tego przełożyć w jakiś normalny sposób na język polski). Następnie wpisujemy jakąś liczbę by wygenerować świat, czyli ,,Seed". Co moim zdaniem jest bardzo fajne, na jeden świat można później wejść inną postacią, jeśli mamy ich kilka. Listę seedów można znaleźć na Cube World Wiki podobnie jak różne wskazówki do gry. Jednak prócz różnych dodatków typu zwierzęta czy sklepy znajdujące się na określonych mapach nie ma zbyt wielkiej potrzeby na korzystanie z nich. Choć można się tu zastanowić, bo jaki jest cel?
Zazwyczaj w grach rpg/mmorpg dążymy do określonego celu, mamy misje oraz rozwijamy postać. W Cube World zrobiono to trochę nie dokładnie, bo powiem szczerze, że nie znalazłam tu żadnej misji do zrobienia. Mamy co prawda bossów w niektórych miejscach, ale to nie zmienia faktów, że nie są nam oni narzuceni przez Npc'ów czy też grę właściwie to nie spodziewam się po kimś, kto w kółko mówi to samo zdanie, by mi zlecił misje. Bo to zostało potraktowane olewczo jak już napisałam. W dodatku nie da się tych dziwaków nawet zaatakować, walczyć możemy natomiast z tymi, którzy nas atakują,
 w tym ze stworzeniami chodzącymi wokół. Podobnie jak w miastach, choć tam nikogo także nie zabijemy, nie wspominając o zranieniu. A szkoda, bo momentami mając dość powtarzających się człowieczków to aż się chciało im palnąć.
Jak wiadomo, miasto nie służy do robienia tam rzezi i tłuczenia wszystkich wokół (chyba, że komuś się okropnie nudzi), a do między innymi robienie zakupów, dzięki czemu możemy sprzedać to, co znaleźliśmy po drodze a później kupić coś wartościowego za zdobyte pieniądze. To w tej grze zostało umożliwione, z czego się cieszyłam, bo już się zaczęłam obawiać, że gry nie dopracowano pod tym względem.
Po walkach można było się uzdrowić miksturami zdrowia, albo jedzeniem, które mogliśmy ugotować mając składniki. Do mikstur potrzebujemy butelek, które kupimy za rozsądną cenę w sklepie a później gdy tylko zbierzemy wodę musimy dodać czerwony kwiat, a sporo ich spotkamy na swojej drodze.
Jak to zazwyczaj, trzeba pomarudzić. Co mnie zdenerwowało, to to, że w danym sklepie na danym świecie jest zazwyczaj rzecz, której nie ma w innej. Trochę to frustrujące, zwłaszcza, że smakołyki do oswajania dzikich zwierząt są tylko w sklepach na określonych światach, czyli jeśli chcemy na przykład mieć jednego z psów to potrzebujemy do tego wafli, które znajdują się w sklepie mieście x w światach 4,89,37432,12. W nie jest też całkiem pewne, że takowego psa znajdziemy. A dostawy to te sklepy nie mają, już nawet to, że w większości miast trudno znaleźć określone miejsce( a w chyba wszystkich grach rpg zawsze szukam sklepu, w którym mogę sprzedać różne głupoty, których nazbierałam wcześniej) mogę przeboleć. Co jeszcze jest dla mnie nie zrozumiałe, to właśnie to, że sporo rzeczy takich jak ziemia, drzewa czy wszystko w miastach jest niezniszczalne. Gdyby chociaż było jakieś uzasadnienie, to nie znalazłam żadnego. W dodatku mieszkańcy nigdy nie reagują ze strachem czy zdenerwowaniem gdy zaczniemy ich bez skutecznie atakować, czy nawet po nich skakać. No cóż...
Co mi przeszkadzało to to, że w nocy nie było widać właściwie nic. Łatwo wtedy zginąć, bo wtedy nasi wrogowie dostają największej ochoty, by nas napaść. A walczyć trudno gdy nawet przy największej jasności monitora prawie nic nie widać. A czas płynie wolno. Myślę także, że po naciśnięciu klawisza Esc gra nie powinna płynąć dalej, bo zdarzało mi się, że gdy wracałam, moja postać już nie żyła, bo czas płynął normalnie. Nie bardzo wiem, jak to w ogóle wyjaśnić.
Jak zaznaczyłam na początku, gra ta może być także wieloosobowa. Mam tu na myśli to, że po połączeniu z internetem jesteśmy w stanie pograć z innymi. Moim zdaniem wypada to dobrze, bo żadnych problemów nie zauważyłam, a gracze nie są chamscy, a wręcz przeciwnie, zazwyczaj można się było z nimi normalnie dogadać.
Grafika moim zdaniem wypada dobrze, bo jest całkiem miła, kolorowa. Swoją drogą, ja przeważnie na grafikę nie patrzę, więc nie wiem jak to może być dla innych. Na muzykę właściwie w ogóle nie zwróciłam uwagi, tak więc ani się nie wyróżnia ani nie przeszkadza. Po prostu jest. Błędów to trochę tutaj było... No ale jak wiadomo, żadna gra pewnie nie jest od nich wolna.
Skoro już się zbliżamy do końca, warto by było określić, jakie wrażenie na mnie zrobiła gra ogółem. Przez jakiś czas do niej wracałam, lecz później ta chęć jakby zanikła, bo zwyczajnie przestała być jakoś super ciekawa. Najzwyczajniej w świecie, nie było zbytnio co robić. Czy można ją polecić? Jeśli ktoś się nudzi i lubi rpg, albo dopiero zaczyna poznawać ten gatunek, to może spróbować, ale niech cudów nie oczekuje.


Podsumowanie:

Grafika: 7/10
Muzyka: 5/10
Wrażenia: 6/10

+ Kolorowa i przyjazna grafika
+ Tryb multi 
+ Sporo biomów

- Na dłuższą metę nużąca
- Powolny rozwój postaci
- Właściwie wszystko jest niezniszczalne
- Błędy

Ocena końcowa: 6+/10

Screeny: Collina

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Recenzja anime Shinryaku! Ika Musume

Shinryaku! Ika Musume

Rok wydania: 2010
Reżyser: Tsutomu Mizushima
Liczba odcinków: 12
Gatunek: Komedia, parodia, okruchy życia


Jak pewnie wiadomo, jest wiele komedii jeśli chodzi o anime. Jedne lepsze, drugie gorsze. Niektóre bardziej absurdalne, inne trochę mniej. Jednak moim zdaniem Shinryaku! Ika musume wyróżnia się na ich tle, w końcu kto by wpadł na to by wymyślić dziewczynę-kałamarnicę, która będzie miała zamiar podbić świat? Oczywiście japończyk. I przyznać muszę, że nie uśmiałam się chyba przy żadnym anime, przed Iką Musume.

Anime rozpoczyna... Powiedzmy to inwazja wspomnianej wcześniej dziewczyny kałamarnicy czyli Iki Musume. Zbulwersowana zachowaniem ludzi, czyli zanieczyszczaniem oceanów postanawia dać im nauczkę, i stać się władczynią ziemi. Za swój pierwszy cel wybiera nadmorską restaurację, którą zamierza uczynić swoją bazą dowodzenia. Jednak reakcja innych ludzi była całkiem inna niż się tego spodziewała. Ku jej zaskoczeniu wcale nie zamierzali stać się jej
poddanymi, a właścicielki restauracji (Chizuru i Eiko) zaraz wystartowały z zamiarem przegonienia jej. Inną opcją była pomoc w restauracji... Do czego została zmuszona po zniszczeniu ściany demonstrując swoją nadludzką ( kałamarniczą?) siłę. To sprawiło, że jedna z sióstr, o imieniu Chizuru, a zarazem właścicielek restauracji nie wytrzymała i ukazała swój prawdziwy sadystyczny charakter, zmuszając Ikę do pracy siłą. Co było okazją dla ich młodszego brata Takeru do znalezienia nowej koleżanki, bowiem bardzo on polubił dziewczynę.

Muszę powiedzieć, że po samym przeczytaniu wstępu do tego anime zaczęłam się śmiać, a po tak około dniu zaczęłam oglądać praktycznie od razu stając się fanką kałamarnicy. Fabuła jest rozwalająca, i mimo tego, że dzieje się zazwyczaj w jednym miejscu to nie powinna grozić nam nuda. Bo wyjątki jak wszędzie są, i Ika przypuszcza swoją inwazję i w innych miejscach co zaskutkowało pewnym razem... Pojmaniem Dyrektora szkoły i ogłoszeniem Iki przez radiowęzeł, że szkoła należy teraz do niej a dyrektor jest związany, czego głównym powodem było to... Że nie jadł krewetek (przysmaku Iki) z powodu uczulenia. Oczywiście podziałało to na nerwy Eiko i na zachwyt Chizuru, która była... Jej psychofanką ( zboczoną trzeba dodać), i w dodatku masochistką. Każdy odcinek przynosi co innego i śmieszy
praktycznie za każdym razem, zazwyczaj absurdalnym humorem. Postacie są dodawane niezbyt szybko, co jak dla mnie poszło zdecydowanie na plus, bo nienawidzę gubić się w anime, gdy na samym początku zostaną wywaleni wszyscy, albo przynajmniej połowa. I to z imionami i nazwiskami, a czasem i pseudonimami Aż się odechciewa. Moim zdaniem lepiej poczekać i wprowadzać innych w pewnych odstępach. Jeśli w anime tak było, chyba nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć jak dana postać się nazywa, a jeszcze zapamiętywałam z nazwiskiem.

Humor i fabułę już pochwaliłam, teraz grafika i tym podobne sprawy. Grafika moim zdaniem jest ładna, nie zauważyłam żadnych błędów. Muzyka natomiast nie rzuca się w uszy, ale nie wiem, czy w komedii jest to jakoś specjalnie wychwytywane. Powiedzmy, że podkreślała nastrój i była w porządku.

Ponieważ nie może być tak dobrze, trzeba sobie ponarzekać. Taką rzeczą były na przykład błędy w tym co się dzieje i momentami nielogiczności fabuły. Wiem, że to jest komedia, ale kto bierze łopatę (właściwie z powietrza) po czym kopie bez celu jakiś dół w piasku? Oczywiście Ika, i wszystko by było ok, gdyby nie to, że potem ta łopata równie szybko jak się pojawiła to zniknęła. Na prawdę, nie leżała ani obok ani nigdzie w tle. Co prawda bardziej mnie to rozśmieszyło swoją lekką głupotą, ale jednak myślę, że nie każdego to przekonuje. Nie wspominając o tym, że macki dziewczyny-kałamarnicy mają nadludzką wytrzymałość i długość. Była ona w stanie złapać w macki kilka osób, zawinąć je i jeszcze podnieść do góry. Siła niczym Aya Drevis (Mad Father), która nosiła drabinę, królika, piłę motorową, oczy i Bóg wie co jeszcze.

Na dłuższą metę stało się to aż dziwne, a już na pewno, kiedy wydłużyła swoje niezniszczalne macki na chyba pół plaży... No dobra, nie takie niezniszczalne, Chizuru była w stanie je przeciąć, po to by w następnym odcinku cudownie się zregenerowały.

Mimo pewnych niedorzeczności moim zdaniem to anime nadal pozostaje wyjątkowo niszczącą mózg komedią, przy której można się faktycznie fajnie bawić, czy po prostu obejrzeć z nudów. Polecam.

Podsumowanie:
Grafika: 7/10
Muzyka:6/10
Fabuła:10-/10
Postacie: 9/10

+ Bardzo dobra komedia
+ Nie nudzi się
+ Oryginalności nie brakuje


- Momentami nielogiczności w fabule

Ocena końcowa:8+/10

Screeny: Google

Od Recenzentki:
Mam wenę. :U

sobota, 19 kwietnia 2014

Recenzja gry Yume Nikki

Yume Nikki

Twórca gry: Kikiyama

Oficjalna strona gryhttp://www3.nns.ne.jp/pri/tk-mto/kikiyamaHP.html

Do nabycia przez: Pobranie gry

Cena: Darmowa

Gatunek: Horror psychologiczny

Rok wydania: 2004





Z początku kompletnie nie miałam pojęcia o co chodzi w Yume Nikki, po prostu znałam tłumaczenie tytułu które mi zresztą niewiele mówiło. I podobnie jak w kilku innych grach, zostawiłam Yume Nikki. A wystarczyło uważniej czytać krótki wstęp, i może bym wpadła na to, o co chodzi w tej grze. Jedna do niej powróciłam. A okazała się  wyjątkowo ciekawa, nawet jeśli poradziłam sobie w niej nie do końca sama.




Madotsuki jest dziewczynką którą sterujemy w tej grze. Naszym głównym celem jest zbieranie tak zwanych Efektów, które przydają nam się do... Zbierania kolejnych efektów. Wydaje się póki co nieciekawe. Podróżujemy po snach Madotsuki i właśnie w nich szukamy efektów. Te sny z reguły są dość nietypowe, czasem straszne. W każdym razie wywołują emocje, a właśnie o to chodzi. I to, by skłonić zdezorientowanego gracza to myślenia.

 Jak widać nie wspomniałam jeszcze o fabule. Bo takowej tu nie ma. Musimy ( a właściwie możemy, bo nikt
nikogo nie zmusza) zbierać efekty. Może i wydaje się nudne, ale gra jest całkiem wciągająca, i się wręcz chce chodzić i szukać kolejnych przedmiotów. A przynajmniej w moim przypadku tak było. Co może być ciekawe to zwiedzanie całkiem dużych map, aż trochę za dużych czasami. To akurat może wyjść trochę na złe, no ale. W każdym razie, jeśli ktoś ma kłopoty i się gubi, zawsze może poszukać map w internecie, bo takowe są, i bardzo pomagają, zwłaszcza, że niektóre mapy są wyjątkowo duże, lub łatwo się w nich zgubić. Po tym co widzimy na kolejnych mapach można stwierdzić, że coś jest nie tak z psychiką dziewczynki. Jakieś dziwne potwory, niepokojące obrazy i nawet ci nieliczni ludzie których spotykamy... Właściwie z nikim nie rozmawiamy. Można na niektórych wpływać niektórymi efektami na przykład efektem świateł drogowych który zatrzymuje postacie w miejscu. Pomaga to w ominięciu pewnych dziwnych stworów które nas przenoszą, czy też wywołuje u niektórych postaci ( Mam tu na myśli dziewczynkę o imieniu Monoko, którą strasznie polubiłam zresztą) wyjątkowo dziwne i niepokojące reakcje. 

W grze właściwie wszystkiego się trzeba domyślać, nic poza instrukcją w, której pisze jedynie o efektach nie
jest podane. Kreatywność fanów Yume Nikki jest zresztą widoczna na każdym kroku, między innymi po tym, że mają nazwę dla niemal każdego stworzenia które spotykamy. A oficjalne nazwy mają jedynie 3 postacie w tym Madotsuki. Jest też wiele świetnych fan-artów do tej gry, jak zresztą do wielu innych gier pikselkowych. Ale te z Yume Nikki są jednymi z moich ulubionych. To o czymś świadczy. I przede wszystkim bardzo dużo teorii co do tego, dlaczego dziewczynka ma akurat takie sny, co się mogło stać, dlaczego i inne tego typu rzeczy. Sama osobiście się interesuję interpretacją snów i tego typu rzeczami, więc ta gra mnie zaciekawiła tym bardziej. Gra ma dość zaskakujące zakończenie, które mnie osobiście zaszokowało. I nadal te pytania ,,Dlaczego? Co się musiało stać"... Ale nie oceniam tego źle, bo to dobrze, jeśli zakończenie nie zostawia nas bez reakcji a o grze się zaraz zapomina. Nie zapomniałam.

Jeśli chodzi o techniczną stronę gry, trzeba brać pod uwagę to, że była robiona dość dawno temu, dlatego też jakichś wielkich cudów się nie można spodziewać, ale to nie znaczy, że jest źle. Muzyki w Yume Nikki
jakoś za bardzo nie ma, co nie znaczy, że w ogóle. Ale są za to dźwięki otoczenia, które faktycznie wywołują takie dziwne uczucie, jakby coś się miało zaraz stać. Tak więc dźwięk zdecydowanie jest dobrze wykonany. 

Ponieważ jest to teoretycznie horror, powinnam wspomnieć jak bardzo jest straszny. Cóż, nie polega to tutaj na skakaniu na krześle co 5 minut ze strachu a na tym, że się domyśla, i zastanawia co się dzieje. Więc dreszcze to ta gra może wywołać, a emocje, to już na pewno. O ile się trochę pomyśli. Grę mogę polecić, choć nie każdemu. Yume Nikki zdecydowanie nie jest taką łatwą grą do zrozumienia, i niektórzy mogą tak jak ja chwile pograć i ją zostawić, ale do niej wrócą. I się nie zawiodą.

Grafika: 5/10
Muzyka:7/10
Wrażenia: 7/10

+ Ciekawa tematyka gry
+ Kreatywność fanów
+ Nie zostawia bez emocji
+ Dająca do myślenia
+ Interesujące postacie
+ Nietypowe zakończenie...

- ...które nie każdemu się spodoba
- Grafika nie każdemu przypadnie do gustu
- Można się zrazić nie wiedząc co robić dalej
- Trochę ciekawiej by było, gdyby można było rozmawiać z postaciami
- Dla niektórych takie chodzenie po mapach i zbieranie czegoś może być nudne.

Screeny z gry: Collina

Ocena końcowa: 7-/10

Od Recenzentki:
No, wreszcie skończyłam recenzję Yume Nikki. Właściwie skończyłam ją już wcześniej przed chwilą byłam screeny robić i dodawać ostatnie poprawki do tekstu. A ponieważ nie wiem czy w najbliższym czasie coś dodam to już teraz składam wszystkim życzenia wielkanocne. Wymarzonych prezentów i czego tam sobie chcecie. ;)


Ps. ściągnęłam aplikację Bloggera na telefon, możliwe, że będę dzięki temu trochę więcej pracowała, ale nic nie obiecuję.